wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 3: W organizacji (cz.2)

 
    Obudził mnie jakiś intensywny smród, wdzierający się przez nos, by następnie pozostawić po sobie, ostre pieczenie w gardle.
 
    W jednej chwili otworzyłam szeroko oczy, po czym gwałtownie poderwałam się do góry. Niemal od razu tego pożałowałam , bo miałam wrażenie, że zaraz rozsadzi mi czaszkę. Złapałam się mocno za głowę, której przeszywający ból zaczął się przejawiać rytmicznym pulsowaniem. Chcąc nie chcąc, z powrotem opadłam na kanapę.
 
   - Leż spokojnie i masz, wypij. To ci na pewno pomoże. - odparł ktoś rzeczowym głosem.

   W pierwszym momencie sam dźwięk przeszywających ciszę słów, wydał się jak wybuch, który z całą swoja mocą, eksplodował akurat w moim biednym umyśle. Ogólna świadomość dryfowała gdzieś na skraju rzeczywistości, a przez to informacje z zewnątrz docierały do mnie  z lekkim opóźnieniem. Z trudem więc przekręciłam głowę, by ujrzeć źródło huku, którego intensywne brzmienie wywołało u mnie cichy jęk.
 
    W pomieszczeniu panował półmrok, przez co niezbyt wyraźnie mogłam przyjrzeć się postaci znajdującej się tuż obok mnie. Był to na pewno niewysoki chłopak, wyglądający na kilka lat młodszego ode mnie. Miał krótkie, krwisto czerwone włosy o zbliżonym odcieniu do moich oraz duże, ciemnobrązowe oczy.
    Stał z wyciągniętą w moją stronę ręką, zaciskając palce na szklance z jasnoniebieskim płynem. Przyznam, że jej zawartość wyglądała dość podejrzanie. Zupełnie jakby ktoś ukradł niebo w pogodny dzień i schował je w tym okrągłym naczyniu.

      Musi być niezwykle orzeźwiający, pomyślałam z tęsknotą, gdy na powrót poczułam żar, palącego się przełyku.

   Chcąc jak najszybciej ugasić ten ogień kiereszujący mi gardło, niemal wyszarpałam mu z dłoni drogocenną szklankę. Lecz kiedy przyłożyłam już wargi do naczynia, rozsądek wygrał nad potrzebą, rodząc w mojej głowie pewną myśl.

   Spojrzałam na chłopaka nieco podejrzliwie.

   - To nie jest trucizna? - wycharczałam z trudem.
 
   - Jakbym chciał cię zabić, już dawno byś nie żyła. - prychnął chłopak, wywracając przy tym oczami. -  Jak nie chcesz to nie pij, twoja sprawa. Uprzedzam tylko, że skutki uboczne po płynie trzeźwiącym, trwają nawet do kilku godzin. - skwitował z obojętnością.

    Musiałam przyznać, że ten szczeniak gadał z sensem. Gdyby ci ludzie pragnęli mej śmierci, to on nie sterczałby teraz nade mną, proponując płyn, który najpewniej jest zwykłym lekarstwem. Ostrożności jednak nigdy za wiele.
  Nie wahając się dłużej, wypiłam całość duszkiem do dna. Okazało się, że substancja w kolorze nieba, całkiem nieźle smakowała, a co najważniejsze niemal od razu przyniosła kojący chłodek.

   - Dzięki. - bąknęłam cicho, gdy czerwonowłosy zabierała ode mnie szklankę.

   Jeszcze przez chwilę przyglądał mi się w zamyśleniu. W końcu westchnął cicho i odwrócił się do mnie plecami.

  Mimo nadal bolącej głowy, podniosła się do pozycji siedzącej, by lepiej obejrzeć miejsce swojego aktualnego pobytu. Leżąc mój punkt widzenia, był mocno ograniczony, dlatego nie mogłam wiedzieć, że w pomieszczeniu przez cały ten czas znajdował się ktoś jeszcze.

   Na końcu przeciwległej ściany stało drewniane biurko. Wzdłuż jego blatu rozmieszczono kilka czerwonych świeczek, których płomyki miały za zadanie podtrzymywać zasłonę skrywających się tu sekretów. Pomiędzy jedną tajemnicą a drugą, z rękami splecionymi pod brodą, siedział rudowłosy mężczyzna.

   Lider Akatsuki... Pain, jeśli dobrze pamiętam. To właśnie on i ta jego kumpela... Konan, ośmielili się stanąć mi na drodze. Jakby tego było mało mieli na tyle odwagi, żeby przypuścić na mnie otwarty atak i bezczelnie wykorzystując moją chwilową niedyspozycję, zaciągnąć mnie aż tutaj. 
  Chyba rudowłosy niewątpliwie doświadczył chwilowego postoju krwi płynącej do mózgu, kiedy to przyszło mu wpaść na tak idiotyczny pomysł. Popełnił błąd postępując w ten sposób. Ta zniewaga nie ujdzie mu płazem, no chyba że znajdzie jakieś naprawdę wiarygodne tłumaczenie... 

    - Za pozwoleniem, Liderze. - moje rozmyślania przerwał głos zniecierpliwionego już chłopaka.

    - Możesz iść. - odparł Pain, niedbale odprawiając go skinieniem ręki.

   Chłopak lekko się skłonił, po czym ruszył w stronę drzwi. Spostrzegłam, że jego kroki były lekkie i łagodne, dlatego stwierdziłam, że wyglądało to trochę zbyt miękko jak na ruchy zwykłego człowieka.

    - Sasori, jeszcze jedno. - dodał rudowłosy zatrzymując go w progu.

    - Tak, Liderze?

    - Zwołaj wszystkich do salonu. Mają tam na nas czekać dopóki nie przyjdziemy. Myślę, że to nie potrwa długo. - odrzekł stanowczo, wbijając we mnie spojrzenie.

   - Zrozumiałem. - czerwonowłosy skinął lekko głową i szybko zniknął za drzwiami prowadzącymi na korytarz.

   W końcu zostaliśmy sami. Oczy Rinegana błysnęły tajemniczo.

   - Czy dasz radę tu podejść, Hoshi. - spytał mnie łagodnie Pain.

    Nie wiem czy dam radę, ale na pewno spróbuje, pomyślałam z przekąsem, po czym dźwignęłam się na nogi.

   Wstałam powoli, tak aby nie zakręciło mi się w głowie, po czym chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę biurka. Gdy dotarłam do krzesła, najpierw mocno chwyciła za jego oparcie. Pomimo nieznacznej poprawy samopoczucia, nadal nie do końca wierzyłam, że moje nogi zdołają utrzymać mnie w pionie. Koniec końców jednakże, udało mi się zachować odrobinę klasy, bo ostatecznie z plecami prostymi jak struna, zajęłam miejsce na przeciwko rudowłosego.
   Pain wpatrywał się we mnie z niezwykłą intensywnością. Miałam poniekąd wrażenie, że jego oczy przeszywają mnie od środka. Zupełnie jakby podejmował swego rodzaju próbę wtargnięcia do mojej głowy.
   Czułam się dziwnie nieswojo pod naporem tego spojrzenia, ale mimo to nie pozwoliłam sobie na okazanie jakiegokolwiek skrępowania. Zamiast tego, odważnie wyszłam na przeciw temu spojrzeniu. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać.
   Mężczyzna ostatecznie zmrużył oczy, po czy m ciężko wzdychnął. Na jego twarzy odmalował się wyraz nagłej konsternacji. Poniekąd sprawiał wrażenie osoby, która właśnie doznała nieoczekiwanego zawodu. Zastanawiałam się przez chwilę, co mogło wywołać u niego tak dziwną reakcję, biorąc pod uwagę fakt, że nawet jeszcze nie zaczęliśmy rozmawiać. Niestety gdy chciałam go o to zapytać, rudowłosy postanowił rozpocząć swój monolog.

   - Na pewno domyślasz się, że trafiłaś do głównej siedziby Akatsuki. - stwierdził Pain, a ja zupełnie od niechcenia skinęłam głową. Kontynuował pewnym siebie głosem. - Prawdopodobnie zastanawiasz się również, dlaczego się tu znalazłaś. To bardzo proste, ale lepiej będzie jeśli wytłumaczę ci to od początku... - zawiesił na moment głos, po czym ciągnął dalej. - Otóż, organizacja taka jak Brzask, nie przyjmuje w swoje szeregi byle kogo. Każdy z członków jest inny. Każdy posiada swoje własne, unikatowe zdolności, jak i dość szczególne specjalizacje oraz...

   - ...każdy z nich jest pełnoprawnym shinobi klasy S, z jeszcze bardziej wiarygodnym tytułem nukenina. - wtrąciłam zuchwale. - Wiem o tym, trochę o was słyszałam.

   Usadowiłam się wygodniej na krześle i cierpliwie czekałam na dalszą wypowiedź Paina.
   Mężczyzna posłał mi znaczące spojrzenie, ale ja i bez tego wiedziałam, że moje zachowanie było, powiedzmy... odrobinkę nie na miejscu. Chodź w jego oczach, przypuszczalnie wyglądało to na szczyt arogancji, kiedy to miałam czelność, wejść w słowo "Liderowi", we własnej osobie.
   Jakby nie patrzeć był człowiekiem ważnym. Przywódcą, który w swej wyższości oczekiwał, by okazywać mu należyty szacunek. Oczywiście, kiedyś wiedziałam na czym polega odczucie istoty poważania, ale to było jeszcze za nim zostałam porwana.

   - Rozumiem, że wiedzę o Akatsuki masz w małym palcu. To wręcz cudownie. - odparł tonem przesiąkniętym ironią, po czym dodał stanowczo. - Skoro teorie mamy już za sobą, w takim razie przejdźmy do rzeczy.

    Nie zwlekając ani chwili, sięgnął ręka do szuflady biurka, by na powrót wyciągnąć z niej dwa, niepozorne przedmioty. Na środku pustego do tej pory blatu, spoczął mały pierścień, a tuż obok niego kunai, którego ostry czubek zwrócony był w moją stronę.
    Przyznam, że z początku nie miałam pojęcia w jakim celu miała służyć wyciągnięta broń, ale za to element biżuterii od razu dał mi do myślenia. Wcześniej nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, bo moje główne zainteresowanie skupiło się na oczach Samsary. Dopiero po czasie spostrzegłam jak istotne detale zdołały mi umknąć.
   Mój wzrok automatycznie powędrował na dłonie Paina. Było tak jak przypuszczałam. Na jego kciuku, prawej ręki znajdował się identyczny pierścień. Mogło to oznaczać tylko jedno...

   - Jako nowy członek Akatsuki, masz obowiązek...

   - Chwila, stop! - przerwałam mu natychmiast. - Z tego co pamiętam słowem nie wspomniałam na temat, że zgadzam się do was przyłączyć. Nie rozumiem więc, dlaczego zakładasz, że w ogóle się na to zdecyduje, skoro nawet nie zadałeś sobie choćby odrobiny trudu, żeby mnie przekonać.

   Czułam jak powoli wzbiera we mnie gniew, a pełen politowania uśmiech Paina, tylko podsycił płomyk wewnętrznej irytacji.

  - Chyba nie do końca pojmujesz istotę swojego położenia. - odrzekł tajemniczo.

  - Co masz na myśli? - spytałam zbita z tropu.

   Pain westchnął głęboko.

   - Przeanalizuję ci to tak abyś na pewno zrozumiała, tylko nie waż mi się tym razem przerywać. - powiedział stanowczo. W odpowiedzi obrzuciłam go kąśliwym spojrzeniem. - Jakbyś to pewnie sama ujęła, przebywasz na "terytorium wroga". Odkąd tu jesteś, przez cały ten czas znajdowałaś się w stanie śpiączki, a to w rzeczy samej uniemożliwiło ci to wzięcia udziału w wycieczce rozpoznawczej po organizacji. Chodź przypuszczalnie to i tak bez znaczenia, bo od razu po przebudzeniu, trafiłabyś do mojego gabinetu. - rudowłosy odchrząknął, a następnie splótł ze sobą dłonie. Ze wzrokiem wbitym w płomienie kontynuował. - Potwierdza to jedynie fakt, że odnalezienie wyjścia w twoim przypadku jest prawie niemożliwe. Po drugie nawet jeśli w jakiś sposób udałoby ci się opuścić to pomieszczenie i przyszłoby ci szukać drogi prowadzącej na zewnątrz, przedtem musiałabyś stawić czoła wszystkim członkom Akatsuki. A co za tym idzie? Rzecz jasna walka w pojedynkę z której prawdopodobnie nie wyszłabyś cało. - skwitował kpiącym uśmiechem, po czym dodał w pełni powagi. - Oczywiście nie wątpię w twoje ogólne umiejętności. Gdybyś nie należała do najlepszych z całą pewnością by cie tu nie było. - Ma się rozumieć, pomyślałam zuchwale. - Nie zmienia to jednak faktu, że twoje szanse na ucieczkę są równe zeru. Jeszcze nigdy, żaden człowiek nie należący do Brzasku, nie zdołał opuścić tego miejsca,... - Pain zawiesił na chwilę głos, by ostatecznie zakończyć złowieszczym tonem. - ...a na pewno żaden z nich nie odszedł, nadal pozostając przy życiu.

   Jego groźba, ukryta pod postacią aluzji, niewątpliwie została wymierzona w samo epicentrum mojej pewności siebie. Porywisty strzał, którego siła miała za zadanie złamać wszelką linię oporu. Niecna próba zastraszenia, której działanie każe ugiąć kark pod jarzmem woli ciemiężcy.
   Pewnie wielu ludzi przekonuje w ten sam, podstępny sposób. Najpierw ostrzega znacząco, a jeśli tonie pomaga swe słowa wprowadza w czyn. Taktyka naznaczona sprytem, zwykła przynosić pożądane skutki, a przynajmniej dopóki nie zetknęła się z moim przypadkiem. Blada maska strachu była mi obca, więc nie byłam skłonna podporządkować się pod presją uczucia, które dla mnie nie istniało.  

  Wyprostowałam plecy i skrzyżowałam ręce na piersi. Ciężkie brzmienie jego słów, jeszcze przez chwilę wisiało nade mną ostrzegawczo. Rozwiałam je jednak szybko za pomocą apodyktycznych myśli.
  Przekaz Paina nie budził żadnych wątpliwości. Teoretycznie znałam już odpowiedź na swoje ostateczne pytanie. Po prostu zapragnęłam usłyszeć, jak wiele bezwzględności potrafi wylać się z ust mężczyzny.

  - Co więc będzie, jeśli odmówię? - spojrzałam na niego wyzywająco.

  Oczy Rinnegana stopiły się z moim wzrokiem. Płomyki świeczek zakołysały się lekko, a skrywające się w mroku cienie postanowiły o sobie przypomnieć. Nieświadomie wstrzymałam oddech.

  - Wtedy cię zabiję.

  Wypuściłam powietrze z nieskrywaną ulgą, a moje usta wykrzywił paskudny uśmieszek.

   Jego słowa zabrzmiały dziwnie pusto, nienaturalnie. Zupełnie jakby zmusił się do wypowiedzenia tej kwestii. Nie miałam pojęcia dlaczego zachowywał się w ten sposób. Może w rzeczywistości miał zupełnie inny stosunek do ludzi niż ten jaki starał się pokazać.
  Ale wobec tego, po co miałby udawać akurat przede mną? Zastanawiałam się jakie prawdziwe intencję mogły ukrywać się pod maską tej wypowiedzi.Owszem, postać Paina wzbudzała we mnie wiele wątpliwości, lecz nawet ta niby jego groźna postawa, nie była wstanie nade mną zdominować.
  Ta cała gra pozorów to była jakaś farsa. Jeśli Pain lubił fingować prawdę, to jego sprawa. Ja nie zamierzałam udawać.

  Prychnęłam pogardliwie.

  - Obietnica rychłej śmierci to raczej kiepski argument. Czcze pogróżki nie mają dość mocy, aby mnie przekonać. - stwierdziłam cierpko, rzucając mu krytyczne spojrzenie. - Lepiej zmień taktykę, bo twój nazbyt impulsywny plan nie jest na właściwej drodze do pozyskania kolejnego członka. Poza tym nie wziąłeś pod uwagę jednej rzeczy. - wbiłam znacząco wzrok w kunai, leżącego na biurku. - Co jeśli to ja, zabiłabym cię pierwsza?

  Nastąpiła chwila ciszy, której głębie przypieczętowała moja myśl.

  Najlepszą obroną jest atak, a szczególnie brawurowe natarcie to uderzenie w przeciwnika jego własną bronią. Twój ruch Pain.  

  Rudowłosy zaśmiał się gorzko.

  - Masz tupet dziewczyno. Jeszcze żaden człowiek nie zwrócił się do mnie w ten sposób. Nie wiem, czy cechuje cię wrodzona odwaga, czy może zwykła lekkomyślność, ale z pewnością wykazałaś się ewidentnym, brakiem szacunku. - stwierdził wymownie, patrząc mi prosto w oczy. - Nie będę cię przekonywał, jeśli o to chodzi. Moje metody perswazji i tak nie przyniosą oczekiwanych skutków, skoro ty otwarcie kpisz sobie ze śmierci. - Pain chwycił do ręki kunai i zaczął obracać go w dłoniach. - Wobec tego, jak sam zresztą stwierdziłaś... czas zmienić taktykę. Zanim jednak przystąpię do działania muszę mieć pewność, że byłem zmuszony posunąć się dalej. Zatem... - jego usta wykrzywił zjadliwy uśmieszek. - ...jak brzmi, twoja ostateczna odpowiedź?

   Spoglądałam na Paina z lekkim poirytowaniem. Ten gość ewidentnie się ze mną bawił. Zamierzałam mu się wtedy ostro odszczekać, ale w ostatniej chwili doszłam do wniosku, że to raczej kiepski pomysł.
   Nie to żebym się bała przeciwstawić woli rudowłosego, skąd. Po prostu poczułam, że to co teraz powiem, będzie miało kluczowe znaczenie dla dalszego ciągu mojej egzystencji. Nie powinnam więc, rzucać na wiatr słów, które mogły tylko pogorszyć, moje i tak już wątpliwe położenie. Poza tym słowa Paina naprawdę były warte przemyślenia, bo szczerze mówiąc sytuacja w której się znalazłam, posiadała dość... szczególny charakter. Zostałam bowiem postawiona pod presją ostatecznego wyboru między życiem, a śmiercią.
   Na pozór dostałam prawo do głosu, lecz ile w tym było z suwerennej decyzji, kiedy to odpowiedź jest z góry wiadoma. Takiej chwili również nie sposób się wahać, a tym bardziej buntować. No bo kto normalny chciałby umierać?       
   Nie byłam zbytnio związana z życiem, to fakt. Ale zginąć pod byle pretekstem odmowy wobec woli jakiegoś despoty, to nawet z moim podejściem byłby przejaw czystej głupoty. Poza tym jaśli kiedykolwiek przyjdzie mi umrzeć, to na pewno nie z ręki tyrana z kompleksem władzy. Na szczęście nie miałam jeszcze w planach spotkania ze śmiercią, lecz tym bardziej nie zamierzałam się przed nikim korzyć. Jego postawa nie robiła na mnie większego wrażenia, dlatego zamierzałam rozegrać to po swojemu.
   Pain oczekiwał, że wstąpię do Akatsuki pod naciskiem jego woli, czyli z przymusu. Lecz co oferował w zamian? Nic, oprócz dalszej możliwości życia. Dla wielu była to pewnie sprawdzony głos motywacji, ale dla mnie nie brzmiało to cokolwiek obiecująco. Skoro rudowłosy chciał mieć ze mnie pożytek, to musiał odpłacić się pięknym za nadobne. W końcu ja też miałam jakieś oczekiwania...

   Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, po czym zerknęłam nieco wyżej.  

  - Pochodzisz z Wioski Ukrytej w Deszczu, prawda? - spytałam jakby to nie było zupełnie oczywiste, zuchwale przy tym łypiąc na jego opaskę.

  - Tak, i co z tego? - rzucił na pozór obojętnie, chodź w jego oczach przemknął błysk zainteresowania.

   Skwitowałam to lekkim uśmieszkiem i ciągnęłam dalej.

  - Urodziłeś się w Amegakure, a więc i tam dorastałeś. Później zostałeś shinobi w swojej wiosce, bo twoje czoło zdobi opaska z reprezentującym ją symbolem. - stwierdziłam w zamyśleniu, rozważnie dobierając słowa. - Stworzyłeś również Akatsuki, słynną organizację przestępczą i stanąłeś na jej czele jako Lider. Cechują cię zatem: potęga, siła, ale przede wszystkim władza. Na pewno masz pod sobą wielu ludzi, którzy wobec twej woli są ci posłuszni. Posiadasz więc duże wpływy, co oznacza...

  - Do czego zmierzasz? - w jego głosie dało się wyczuć nutkę zniecierpliwienia.

   Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam powiedzieć o tym wprost.

  - Ty potrzebujesz nowego członka, a ja od dawna pragnę zdobyć bardzo ważne informacje. Uważam, że nasze cele, w pewien sposób pokrywają się ze sobą. Zawrzyjmy układ.

  - Układ, powiadasz? - Pain uniósł kpiąco brew.

  - Dokładnie tak. - skwitowałam z naciskiem. Jego aroganckie podejście nie uszło mojej uwadze, dlatego przewróciłam znacząco oczami. - Słuchaj, widzę że oboje posiadamy zawziętość, która za wszelką cenę każe nam postawić na swoim. Jesteśmy niewątpliwie typem ludzi, których hardy stosunek do wszystkiego i wszystkich nie pozwala, by z pokorą ugiąć kolana nawet przed obliczem śmierci... a przynajmniej mi nie pozwala. - uśmiechnęłam się pod nosem i wbiłam wzrok w ostrze kunai. - Jeśli mnie teraz zabijesz, wtedy oboje na tym stracimy. Zastanów się, Pain. To dobra propozycja. Nic na tym nie stracisz... jedynie zyskasz.

  - Mam przez to rozumieć, że dolączysz do Akatsuki tylko na określonych przez siebie warunkach. Wysoko mierzysz dziewczyno, a ja cenie ludzi ambitnych. Niestety w zaistniałej sytuacji powinienem to zakończyć, ale... - odłożył kunai z powrotem na biurko. - ...chciałbym przedtem wiedzieć, czego tak właściwie ode mnie oczekujesz?

  - Pomożesz mi odnaleźć rodzinę. - odparłam bez wahania.

   Słysząc to rudowłosy nieoczekiwanie spoważniał. Co więcej, wydawało mi się że przez jego twarz przemknął cień smutku. Jednak szybko nad sobą zapanował, a wyraz jego twarzy stał się równie niezgłębiony co przedtem.
   Przynajmniej maska drwiny zniknęła na dobre. Może w końcu zacznie traktować mnie poważnie.

   Pain zmrużył oczy i przechylił się lekko w moim kierunku.

  - Daj mi chodź jeden dobry powód, dla którego miałbym się zgodzić.

  - To oczywiste. - odrzekłam z powagą. -  Zyskasz gwarancję mojej wierności.

   Pain spoglądał na mnie w milczeniu. Widać było, że dotąd się waha nad podjęciem decyzji. Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę nad tym co powinnam ostatecznie powiedzieć, by rozwiać jego wszelkie wątpliwości. Musiałam jednak działać szybko, gdyż sama nie chciałam stracić szansy, która była dosłownie na wyciągnięcie ręki.
   Postanowiłam więc zagrać va bank. Wszystko, albo nic... chodź w głębi duszy wolałam nie przegrać.

  - Posiadam moc, którą z pewnością chciałbyś mieć po swojej stronie. - przełknęłam głośno ślinę i odrzekłam z mocą. - Jestem jinchuriki, pięcioogoniastego.
  
  -Wiem o tym. - odrzekł spokojnie. - Twoje moce są mi znane, Hoshi. Nie musisz mi przytaczać jaką potęgą dysponujesz, bo zdaję sobie sprawę ile jesteś warta.

  - Ach. - bąknęłam cicho, doznając nagłego rozczarowania.

   Zapadła cisza. Miałam nadzieję, że właśnie tym argumentem zdołam go przekonać. Niestety Pain był przygotowany na każdą możliwość, a jego wiedza sięgała dużo dalej niż w ogóle przypuszczałam. W zaistniałej sytuacji nie miałam już nic konkretnego do powiedzenia. Mogłam tylko cierpliwie siedzieć i w pełni wątpliwości oczekiwać wyroku jaki padnie z ust rudego.
   Czyżby kara śmierci za moje zuchwalstwo, a może łaska ze strony kata i dojście do porozumienia?

    Na szczęście Pain nie zwlekał zbyt długo z odpowiedzią. Gdy jego głos przeciął powietrze, wszystko stało się jasne. 

  - Wracając do warunków umowy to... - zaczął powoli, a w moich oczach pojawiła się iskierka nadziei. - ...co jeśli okazałoby się, że twoi bliscy już nie żyją?  Nie traktuj tego jako mojej zgody, ale czy jesteś przygotowana na taką ewentualność?

  - Jestem. - skwitowałam pewna siebie. - Zależy mi wyłącznie na poznaniu prawdy. Musze wiedzieć kim są moi rodzice i dlaczego tak postąpili. Cała reszta jest nie istotna.

  - Rozumiem. Czyli wnioskując,... moja pomoc tobie w poznaniu prawdy, w zamian za... twoją przynależność i bezgraniczne posłuszeństwo w Akatsuki. Tak?

 - Tak.

  Pain uśmiechnął się pobłażliwie.

  - Przyznam, że twoje oczekiwania są dosyć skromne. Ten układ nie wydaje się dla ciebie zbyt korzystny. Mam nadzieję, że wiesz na co się porywasz.

  Posłałam rudemu szelmowski uśmieszek.

  - To już nie leży w twoim interesie, ale owszem. Jestem zdecydowana. - powiedziałam wyciągając w jego stronę prawą rękę. - No to jak, umowa?

  Pain westchnął głęboko, chwytając mnie za dłoń.

  - Obym tylko tego nie pożałował.

  - Spokojnie, ja dotrzymuje danego słowa. Mam nadzieję, że ty również. - skwitowałam w pełni powagi.

  - Tylko pamiętaj, - jego uścisk stał się mocniejszy. - Ta rozmowa zostaje wyłącznie między nami. Jeśli ktokolwiek z członków Akatsuki się o tym dowie, nasza umowa automatycznie przestaję być aktualna. Jasne?

  - Zgoda. - odparłam bez wahania, a na mojej twarzy wykwitł uśmiech pełen szczerej satysfakcji.

  Pain puścił moją dłoń, ale dotyk jego ciepłej skóry bezpośrednio zastąpiło lodowate muśnięcie stali.
Moje palce mimo woli objęły rączkę kunai. Gwałtownie zerwałam się z miejsca, a krzesło z głośnym stuknięciem uderzyło o ziemię. Stal błyszcząca w mojej dłoni, napawała mnie wstrętem.

  Z wielkim żalem popatrzyłam na Paina.

  - Przykro mi Hoshi, ale taka jest procedura. - odparł spokojnie.

  - Nie da się tego jakoś przeskoczyć? - nie dawałam za wygraną. - Będę wierna Akatsuki bez względu na to czy przekreślę symbol na opasce. Przecież złożyłam ci przysięgę. Możesz mi zaufać, Pain. - mówiłam łamiącym się głosem. W środku ogarnęła mnie rozpacz. - Opaska jest dla mnie wszystkim. Zrobię wszystko co rozkażesz... tylko nie to.

  Rudowłosy obserwował moją reakcję w zamyśleniu. Po chwili wstał i zaszedł mnie od tyłu. Stałam jak sparaliżowana, podczas gdy jego palce delikatnie rozwiązywały supeł z tyłu mojej głowy. Następnie zsunął opaskę z gładkiej powierzchni, mojego do tej pory dumnego czoła i położył ją na skraju biurka.

   - Nie chcę wyrzekać się swojej wioski. - dodałam niemal szeptem.

  Pain położył dłoń na moim lewym ramieniu. Natomiast palce jego drugiej dłoni, zdecydowanie zacisnęły się wokół mojej ręki trzymającej kunai.

  - Nie traktuj tego jak wyrzeczenia, Hoshi. Skreślając symbol wcale nie poświęcasz wartości, które dla ciebie tak wiele znaczą. Swoje uczucia przecież nosisz w sercu, a nie na kawałku metalu. - odparł równie cicho i przyłożył czubek kunai do stalowej części opaski. - Nie rezygnujesz wcale z tego kim jesteś, ani skąd pochodzisz, bo skreślenie opaski nie może sprawić byś porzuciła ideały w które tak naprawdę głęboko wierzysz. To tylko dowód na to, że należysz do Akatsuki. Nasza umowa staje się dla ciebie początkiem. Zaczynasz nowe życie, Hoshi... od teraz.

  Słowa Paina wywarły na mnie olbrzymie wrażenie. Wypełniona lekkością ręka nawet nie drgnęła, kiedy ostrze kunai z precyzją chirurga wykonało szybkie cięcie.

   Gdy tak patrzyłam na te przekreślone strugi deszczu okazało się, że wcześniejsza nostalgia całkowicie zniknęła. Nieoczekiwanie jej miejsce zajął wewnętrzny spokój. Myślałam, że kiedy skreślę symbol ukochanej opaski, będzie to równoznaczne z rozerwaniem tych szczególnych więzi jakie żywiłam do Amegakure. Na szczęście mowa Paina zdołała mnie przekonać, że stało się zupełnie odwrotnie. Niczego nie straciłam, lecz zyskałam.
   Teraz w mojej duszy spoczywa nie tylko obietnica złożona Ranmaru, ale również umowa zawarta z Liderem organizacji. Czy będę tu szczęśliwa? To się jeszcze okaże. Natomiast jedno było pewne. Przeznaczenie nie przypadkiem złączyło moje dalsze losy z Akatsuki.
   Krocząc przed siebie po mojej krwawej ścieżce, musiałam zawędrować własnie tutaj. W szeregi sławnej bandy morderców, której hersztem jest akurat shinobi z Ame.
  Zbieg okoliczności? A może przebiegłe działanie z premedytacją od samego początku?
W tamtej chwili to i tak nie było najważniejsze. Liczył się tylko fakt, że moje marzenie, nareszcie przybierało realnych kształtów. Być może już wkrótce odzyskam karty utraconej przeszłości i poznam prawdę na którą czekałam przez całe życie.

  Pain zdecydowanie wyciągnął mi z dłoni kunai i odłożył go z powrotem na biurko. Następnie podniósł leżącą tuż obok opaskę i ponownie związał mi ją na czole.

  - Gotowe. - skwitował tylko, a ja obróciłam się w jego stronę.

  - Dzięki Pain. - zadarłam lekko głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

  Niestety twarz rudowłosego przykryła maska pełna obojętności. W milczeniu sięgnął po pierścień spoczywający na biurku i bezceremonialnie położył go na mojej odruchowo wyciągniętej dłoni. Przez krótką chwilę obracałam go w palcach, żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Okazało się, że na jego górnej powierzchni, wymalowany był napis:  涙 - ( w romaji - namida, po polsku - łza )

  Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wsunęłam go na serdeczny palec, swojej lewej ręki.

  - Jako nowy członek Akatsuki masz obowiązek poznać i przestrzegać kilku zasad. - odrzekł oficjanie Pain. - Niestety straciliśmy już zbyt wiele czasu, dlatego o wszystkim co musisz wiedzieć, dowiesz się po drodze. - mówił krocząc w stronę drzwi. Nie czekając na zawołanie, ruszyłam w ślad zanim. - Najpierw oprowadzę cię po organizacji, a następnie poznasz resztę członków. Wszystko jasne? - spytał wprost, chwytając za klamkę.

  - Jasne, Pain. - rzuciłam lekko, ale on w odpowiedzi posłał mi surowe spojrzenie.

  - Pierwsza i najważniejsza zasada. Od tej pory, jako członek Akatsuki musisz zwracać się do mnie Liderze. - odrzekł z naciskiem na ostatnie słowo i dodał równie stanowczo. - Zawsze i wszędzie. Bez względu na wszystko. Rozumiesz?

  Spojrzałam na niego jak na wariata. Wiedziałam, że osoba pokroju Paina, wysoko ceni sobie pozycję przywódcy, ale nie sądziłam że ma aż takiego świra na punkcie tego tytułu. Czułam, że to będzie oporny początek dość trudnej relacji, bo moja spaczona definicja szacunku, zdecydowanie nie pasowała do klarownych tłumaczeń w słowniku rudego.

  Przez krótką chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Ostatecznie jednak przewróciłam znacząco oczami, by w końcu dać za wygraną.

  - Jasne... Liderze. - skwitowałam niedbale.

  Pain westchnął ze zrezygnowaniem i nie zwlekając dłużej otworzył drzwi. Z niepewnością wymalowaną na twarzy, wraz z "Liderem" wyszłam na korytarz, a owiana tajemnicą organizacja już tylko czekała na moje odkrycie...

                                                           
                                                              *   *   *

  Tak jak początkowo przypuszczałam, kryjówka słynnej organizacji przestępczej znajdowała się głęboko pod ziemią. Okazało się, że teren pod którym założyli swoją główną kwaterę mieści się na bardzo neutralnym gruncie, a mianowicie mowa tu o niepodlegającym władzy Kage, oraz nie wzbudzającym niczyich podejrzeń, Kraju Rzeki.
  Natomiast jeśli chodzi o samą lokalizację tego sekretnego miejsca, to nie została mi ona dokładniej przybliżona. Ale nie szkodzi, bo biorąc pod uwagę fakt, że w Kraju Rzeki gościłam zaledwie dwa razy w życiu, to i tak nie miałabym pojęcia gdzie się aktualnie znajduję. Tego typu tłumaczenia były więc zbędne.

   Kiedy szliśmy pierwszym korytarzem organizacji, Pain... a niech mu tam będzie ,,Lider", swoją niezgłębioną tyradę postanowił rozpocząć od wielce interesujących zasad, panujących w tym miejscu. Wzdrygnęłam się już na samą myśl o musowym słuchaniu regulaminu, ale na szczęście lekcja okazała się stosunkowo krótka i nie zdążyłam zanudzić się na śmierć.
   Lider wyjawił mi również, że członkowie Akatsuki nie zabawiali tu zbyt często, a wynikało to z przyczyn czysto zawodowych. Przebywali oni bowiem na misjach, które wykonywali na rzecz Brzasku. Z tego czym raczył podzielić się zemną rudowłosy, wynikało że głównym celem organizacji było zbieranie funduszy, ale do czego to się miało następnie sprowadzać, tego nie powiedział. Przekazywał  mi tylko to co uznawał za niezbędne do mojej wiadomości, zaś nic ponad to. Na szczęście  nie należałam do osób wścibskich, także powściągliwość ze strony Paina, zupełnie mnie obeszła.
   Dowiedziałam się jeszcze, że członkowie Akatsuki na misje chodzą co najmniej w dwu osobowych grupach. Tu nie było miejsca na samowolkę. Słysząc to trochę się wycofałam, bo jakby nie patrzeć przez ostatnie dwa lata działałam w pojedynkę. Nie byłam pewna czy zdołam powrócić do poprzedniego stanu rzeczy i czy na nowo przyswoję sobie umiejętność współpracy w grupie.
   Mimo wszystko, byłam dobrej myśli. Jeśli ludzie z organizacji okażą wyrozumiałość, to będziemy żyli tu jak rodzina. Natomiast jeśli ktokolwiek z nich zacznie sprawiać mi jakieś trudności, to nie tylko przed wolą Paina zaczną uginać kolana...

    Po przemierzeniu sporego odcinka kilku korytarzy, zatrzymaliśmy się na początku długiego i całkiem szerokiego korytarza. Po obydwu jego stronach ciągnął się szereg pomalowanych na brązowo drzwi. Każde z nich było oddalone od siebie w równych odstępach. Z góry padało światło z jarzeniówek, a z szarych ścianach łuszczyła się farba.

  - Tu znajduje się większość pokoi członków organizacji. - oświadczył Pain i ruszył w głąb pomieszczenia.

   Szłam tuż za nim, dopóki nie zatrzymał się pod przedostatnimi drzwiami z prawej strony. Pain bezceremonialnie wyciągnął z kieszeni klucz i wepchnął mi go do ręki.

  - Od tej pory ten pokój należy do ciebie. Jeśli chcesz możesz go teraz obejrzeć, jeśli nie to ruszamy dalej.

   Na mojej twarzy odmalował się wyraz nagłego zaskoczenia. Mimo to bez większego zastanowienia otworzyłam zamek i pociągnęłam za klamkę. W środku panowały egipskie ciemności. Po omacku więc, odnalazłam włącznik i zapaliłam światło.
  Widok mojego nowego pokoju wprawił mnie w lekkie zdumienie. Trzeba było przyznać, że wnętrze tego pomieszczenia, urządzone zostało w całkiem dobrym guście.

   Przede wszystkim posiadało dużą przestrzeń, której niewątpliwie potrzebowałam do życia ze świadomością, że bądź co bądź znajdowałam się pod ziemią. Krążące tu wokół klaustrofobiczne tony, niemal na każdym kroku dawały o sobie znać pod postacią  gołych ścian i brakujących w nich okien. To miejsce również okazało się odizolowane od dostępu do świeżego powietrza. Prawdopodobnie panujący tu klimat wpłynie na mnie dość negatywnie, ale ostatecznie nie wiele mogłam na to poradzić. Mogłam mieć tylko nadzieje, że ta moja niegroźna histeria zniknie, zanim przerodzi się w uciążliwą fobię.
   Jeśli chodzi o meble, to na ścianie vis a vis mnie, stała duża, mahoniowa szafa, a tuż obok niej równie okazała komódka na bieliznę. Ponad to na równoległej ścianie, po prawej stronie od drzwi prezentowała się iście elegancka toaletka z bogato ozdobionym lustrem. Natomiast w lewej części pokoju, znajdowało się dwuosobowe łóżko i stolik nocny z niedużą i dość osobliwą, białą kulą, która prawdopodobnie odgrywała rolę lampy. Chodź ilość mebli była dosyć skromna, to każdy z nich cechował się wytrawnym zbytkiem, a ukoronowaniem tego luksusu był leżący na środku podłogi, czarny, puchaty dywan. Tylko jednej rzeczy szczególnie mi brakowało...

  - Szkoda, że nie ma łazienki. - mruknęłam pod nosem.

  - W organizacji są aż trzy. - odparł Pain łagodnie. - Zwykle nie trzeba czekać w kolejce. Nie widzę więc powodów do narzekania.

   Rzuciłam mu krytyczne spojrzenie, po czym cicho westchnęłam. Był facetem, dlatego nie rozumiał, że kobiety w przeciwieństwie do samców, potrzebują więcej prywatności. No nic, brak własnej łazienki to pestka w porównaniu z niedoborem świeżego powietrza, ale jakoś przeżyję. Prędzej czy później jakoś się z tym wszystkim uporam.

   Weszłam do środka i podeszłam do łóżka. Na białej pościeli, prócz ukochanej broni i nowiutkiego płaszcza, znajdowało się również zwoje w których mieścił się cały dobytek mojego życia. Dobrze wiedzieć, że były bezpieczne.
   Wzięłam do ręki kusurigame i wcisnęłam ją sobie za pas. Następnie założyłam na siebie swój nowy, mroczny strój. Okazało się, że pasował idealnie. Pewnie ściągnęli ze mnie miarę, kiedy byłam nieprzytomna. Powinnam się była wściec, że tykali mnie bez pozwolenia, ale... koniec końców strój leży świetnie, więc nie należało chować żalu.
   Podeszłam do lustra toaletki i popatrzyłam na swoje odbicie. W barwach Akatsuki było mi zdecydowanie do twarzy. Niestety jeśli chodzi o wizerunek wewnętrzny mojej postaci to nie uległ on zmianie. W stroju czy bez i tak powszechnie budziłam grozę. Musiałam go nosić tylko dlatego, że był częścią naszej umowy, poza tym zupełnie nic ona dla mnie nie znaczył.
   Wyszłam z pokoju, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Pain postanowił zostawić bez komentarza mój nowy wizerunek. Z jego strony musiałam zadowolić się jednym dość posępnym spojrzeniem i pełnym grubiaństwa, lecz bardzo wymownym słowem : ,,Idziemy".


                                                                      *  *  *

   Nie licząc tych kilku pokoi, trzech toalet i biura Lidera, w organizacji mieściła się całkiem porządna kuchnia, sala narad i pokój dzienny, czyli tak zwany salon. Oprócz tego była jeszcze sala chorych, ale jej wnętrze miałam okazję już zobaczyć i poza tym w organizacji znajdowało się kilka tajemniczych pomieszczeń, o których istnieniu powinnam była zapomnieć zanim jeszcze w ogóle, zdążyłam je odkryć. Pain uprzedził, że jeśli natknę się na jakiekolwiek zamknięte drzwi, to lepiej żeby nie przyszło mi kombinować z ich otwarciem, bo w konsekwencji takiej próby zostanę surowo ukarana. Skwitowałam to ostrzeżenie na pozór z pokorą, chodź w głębi duszy całkowicie mnie to obeszło. Chodź Pain stał się od teraz dla mnie Liderem, to mój sposób bycia nie uległ żadnym zmianom.
   Gdy rudowłosy przekazał mi już wszystkie najistotniejsze informacje, dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Kiedy wreszcie zmierzaliśmy na spotkanie z resztą Brzasku, zupełnie zapominając o wszystkim, zatopiłam się we własnych myślach. Ściślej mówiąc byłam niezmiernie podekscytowana, bo być może lada moment spotkam przyjaciela z przeszłości. Właściwie był to przyjaciel mojego mistrza, ale dla mnie również stał się on bliski.
   Oczywiście znaliśmy się dużo wcześniej, ale to właśnie wtedy pierwszy raz usłyszałam o Akatsuki, kiedy to kompan Ranmaru postanowił się do nich przyłączyć. Z racji tego, że wspólnie dorastali i byli dla siebie jak bracia, owy przyjaciel mistrza Ran, chciał poznać opinię na temat podjętej przez niego decyzji. Niestety nie byłam świadkiem przebiegu tej rozmowy, jak i zarówno potem niczego się nie dowiedziałam. Ale przypuszczam, że odpowiedź Ranmaru ostała się między nimi pewnego rodzaju kością niezgody. Zdaje się, że nic bardziej mylnego, bo od tamtej pory "brat" mojego mistrza już więcej się nie pojawił. Rzecz jasna było mi niezmiernie przykro, że tak postąpił, ale mimo wszystko oczekiwałam naszego ponownego spotkania.
 
    W końcu dotarliśmy na miejsce. Gdy Pain przystanął gwałtownie, ja o mały włos nie zderzyłam się z jego plecami. Nieco rozkojarzona rzuciłam mu niewinne spojrzenie. Rudy w odpowiedzi pokręcił głową.

  - Skup się, Hoshi. - nakazał stanowczo. - Za tymi drzwiami znajdują się wszyscy członkowie Akatsuki. Wiedz, że nie wszyscy mogą być w stosunku do ciebie pozytywnie nastawieni, także zachowaj spokój i... postaraj się raczej nie wychylać.

   Posłałam mu pewny siebie uśmieszek.

  - Bez obaw... Liderze. Dam sobie radę.

  - Nie wątpię. - mruknął pod nosem i pchnął dwuskrzydłowe drzwi.

   Wszedł jako pierwszy, a ja wkroczyłam tuż za nim, zdecydowanym krokiem. Jak się okazało w tym obszernym pomieszczeniu określonym przez Lidera mianem salonu, wedle jego wcześniejszego rozkazu oczekiwała na nas spora grupka osobliwych postaci.
   Nie licząc osoby Paina, miałam właśnie przed sobą dziewiątkę najgorszych zwyrodnialców w całej historii przestępczego półświatka. Na dodatek każda wzbudzająca grozę sylwetka była ubrana w płaszcz, który jednoznacznie powodował w ludziach lęk i ostrzegał zawczasu przed zbliżającą się śmiercią. I słusznie, bo osoby skrywające się pod tym charakterystycznym kawałkiem materiału, musiały cechować się bezwzględnością, brakiem jakichkolwiek skrupułów oraz przede wszystkim całkowitym brakiem wyrzutów sumienia. Skąd to wiem? No cóż... moje wypaczone wnętrze doskonale spełniało wszystkie kryteria w kwestionariuszu osobowym, prawdziwego mordercy. Skoro zostałam przyjęta do Akatsuki, to wyłącznie rzez wzgląd na skrzywioną osobowość i wyjątkowe umiejętności,... chodź dodając nieskromnie, moje nieodparte wdzięki również zrobiły tu swoje.
   Jednak wracając do sedna, w tamtej chwili wszyscy ci ludzie stali się dla mnie na pozór obojętni. Moja uwaga skupiła się wtedy na uczuciu, ale zupełnie innego rodzaju niż trwoga w stosunku do bandy łotrów. W głowie tliła się tylko jedna myśl - nadzieja.

   Przeleciałam wzrokiem po każdym obliczu z kolei, by z wielką ulgą zatrzymać spojrzenie na dobrze mi znanej... niebieskiej mordce.

  - Kisame. - stwierdziłam uradowana i zupełnie zapominając o reszcie, rzuciłam się na niego z ciepłym uściskiem.

   Hoshigaki Kisame, we własnej osobie. Postawny shinobi pochodzący z Kraju Wody, który stał się jednym z legendarnych Mistrzów Miecza. Z powodu jego wyglądu upodobniającego go do rekina, znany jest również jako ,,Bezogoniasty Potwór z Ukrytej Mgły". Wyróżnia go niebieski odcień skóry, wyjątkowy wzrost oraz śnieżnobiałe siekacze, które dość często eksponuje swoim szczerym uśmiechem. Odmieniec, wyrzutek i morderca, ale przede wszystkim najlepszy przyjaciel mistrza Ranmaru. Kiedyś wspólnie dorastali, a ich relacja powstała na bazie odmienności i odrzucenia, ale głownie dzięki temu odnaleźli wspólny język.        Pamiętam, że poznałam Kisame gdy miałam dziesięć lat. Nasze relacje z początku nie układały się najlepiej. Kisame był otwarcie przeciwny poczynaniom Ranmaru. Stwierdził, że mój mistrz popełnił błąd, przekazując demona komuś takiemu jak ja. Było więc oczywiste, że nie darzył mnie nawet cieniem sympatii, dlatego ja z wiadomych względów również odnosiłam się do niego chłodno i z dystansem. Poniekąd wynikało to z powodu wyglądu zewnętrznego jakim się odznaczał. Dwumetrowy facet-rekin nie wzbudzał powszechnie w ludziach zaufania. Na szczęście wsparcie ze strony Rana okazało się zbawienne dla naszej dwójki i stworzyło między nami nić porozumienia, która z czasem związała się w cudowną przyjaźń.                Wspominam, że Kisame dość regularnie się z nami spotykał, ale to było jeszcze zanim przyłączył się do Akatsuki. Później kontakt się urwał, lecz pamięć o nim przetrwała aż do dziś...

   Z początku czułam, że spiął sztywno mięśnie i stał jak sparaliżowany. Uznałam więc że najwidoczniej nie spodziewał się tak nagłego przejawu entuzjazmu z mojej strony. I słusznie, skoro przez tyle czasu nie dawał sobie chociażby znaku życia. Właściwie to powinnam była mu wygarnąć. Tu już nie chodziło o mnie, ale o mistrza Rana, który przecież nie odszedł z tego świata śmiercią naturalną, tylko z zimną krwią został zamordowany.
    Ranmaru był wyjątkowo sławnym nukeninem, więc kiedy jego żywot dobiegł końca, wieść o tym wydarzeniu nie ostała się bez echa. Pogłoski rozeszły się jak burza, dlatego byłam więcej niż pewna, że informacja o śmierci przyjaciela obiła się rekiniastemu o uszy. Ciekawe dlaczego nic z tym faktem nie zrobił. Czyżby nie chciał się zemścić? A może dowiedział się o czymś strasznym i zaniechał dalszych działań? Miałam do niego tak wiele pytań. Lecz to nie był czas i miejsce na roztrząsanie osobistych spraw. Poza tym naprawdę cieszyłam się z naszego spotkania.
   Gdy pierwszy szok wreszcie ustąpił, Kisame odwzajemnił uścisk jakim go obdarzyłam. Jednak po chwili odsunął mnie od siebie na wyciągnięcie ramion. Okazało się, że myśleliśmy zupełnie o tym samym.

  - Słyszałem o tym co się stało. - powiedział cicho, spoglądając na mnie ze smutkiem. - Przykro mi, Hoshi...

   Zacisnęłam dłonie w pięści i spuściłam wzrok na jego klatkę piersiową.
   Mnie również było przykro, ale ni chciałam w tej chwili roztrząsać tego tematu. Gdyby teraz przyszło mi się rozwodzić nad losem Ranmaru, potok łez zacząłby płynąć nieprzerwanie. Myśl związana z jego odejściem sprawiała mi niemal fizyczny ból. W dodatku czułam się wtedy wyjątkowo bezradna, a własne życie niczym klatka zaczynało tłamsić mnie od środka. Wspomnienie o stracie Rana zakorzeniło się głęboko w uczuciu żalu, które czyniło mnie słabą.
   Moja kariera w Akatsuki dopiero się zaczynała, dlatego nie mogłam pozwolić sobie na tego typu wylewność.
   Czułam narastający gniew, jednak w porę się opamiętałam. Wzięłam głęboki oddech i rozluźniłam dłonie.

  - Dobrze cię znowu widzieć, Kisame. - zadarłam głowę do góry i uśmiechnęłam się ciepło.

  - Ciebie również młoda. - odparł, eksponując przy tym śnieżnobiałe siekacze.

   Chciałam mu jeszcze o czymś powiedzieć, ale kiedy otwierałam usta, nagle za moimi plecami rozległ się męski i niewątpliwie znajomy mi głos.

  - Hej ryboludzie, może byś tak przedstawił pozostałym, nową koleżankę.

   Obróciłam się do tyłu, chodź i bez tego wiedziałam z kim mam do czynienia. Chłopak z tamtego pokoju, przemknęło mi przez głowę, gdy ujrzałam postać stojącą zdecydowanie za blisko mnie.


                                                                   *  *  *

Cześć wszystkim! Witam ponownie po nieco dłuższej przerwie. Wiem, że od ostatniego posta minął już prawie miesiąc, ale cóż... tak wyszło :) nie miejcie mi tego za złe. Przy okazji dodam, że miałam lekki problem z napisaniem tego rozdziału. Nie wyszedł on z wielką pompą tak jak planowałam, ale grunt, że w ogóle został napisany. Skupia się on w dużej mierze na Painie, bo ich rozmowę postawiłam na pierwszym miejscu. Lecz spokojnie w następnym rozdziale pojawi się reszta postaci, no i mogę zdradzić, że nie obejdzie się również bez krwawych scen. Zapewniam, że jest na co czekać.
   Jeśli chodzi o fabułę to muszę powiedzieć, że akcja rozgrywa się na rok przed rozpoczęciem drugiej serii Naruto. Natomiast jeśli chodzi o Akatsuki, to zajmują się oni na razie wyłącznie zbieraniem funduszy, a nie łapaniem ogoniastych bestii. O demonie Hoshi wie na razie tylko Pain i Kisame. To tak dla jasności :)
   Czekam na wasze komentarze i zachęcam do oczekiwania na następny rozdział :D    

ps. Zmieniłam również napis na pierścieniu Hoshi - wcześniej miał być to ''zmierzch'', ale definitywnie to jednak - ''łza'' ;3

               

 
           
      



           

3 komentarze:

  1. Hola!
    Szczerze mówiąc uwielbiam Paina i mam nadzieję, że będzie go jak najwiecej :p
    Fajnie piszesz, spodobały mi się bardzo dialogi i sama historia jest ciekawa i taka niebanalna. Oczywiście mam nadzieję, że w następnym rozdziale podkręcisz trochę temperaturę i zrobi sie gorąco, bo chciałabym wiedzieć o co chodzi z tymi umiejętnościami bohaterki.
    I miejscami trochę pozjadało Ci literki, ale oprócz tego nie znalazłam nic do czego można się przyczepić c:
    To ten teges zdrówka życzę, pomyślności i czasu na pisanie ofc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham wszytko co dotyczy akatsuki, tymbardziej kiedy mogę poczytać o Peinie. Uwielbiam go :) na pewno częściej będę wpadać na Twojego bloga. A jak na razie zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam, ale mam nadzieję, że moja historia Ci się spodoba.
    http://different-konoha.blogspot.com/
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo!
    Prowadzisz bloga którego tematyka kręci się wokół Naruto? Zapraszam do Szafy Blogów Naruto to odpowiedni spis dla Ciebie! Na dodatek możesz zgłaszać w nim nowe posty na swoim blogu!
    Zapraszam również do zapoznania się z konkursem http://szafa-blogow-naruto.blogspot.com/p/top-10.html oraz możliwością dołączenia do twórców bloga i współtworzenie go! Więcej znajdziesz tutaj http://szafa-blogow-naruto.blogspot.com/p/nabor_4.html
    Zapraszam i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń